CZĘŚĆ PIERWSZA:
1) Klimat na Sri Lance. Kiedy odwiedzić Cejlon?
2) Wiza.
3) Lokalna karta SIM.
4) Zdrowie i bezpieczeństwo.
5) Transport na wyspie.
6) Prawo jazdy.
7) Elektryczność.
8) Religia.
Przydatne linki.
CZĘŚĆ DRUGA:
9) Kuchnia lankijska.
10) Nasz ogólny plan podróży.
11) Miejsca do snorkelingu.
12) Polecane noclegi.
9) Kuchnia lankijska
Sri Lanka to zdecydowanie raj dla smakoszy! Lankijczycy są mistrzami w niestandardowym dobieraniu przypraw i ziół, tworząc niesamowite smakowe połączenia. Potrawy tworzone są z produktów rosnących na wyspie - króluje chilli, cynamon, liście curry, imbir, kurkuma, kokos. Przed podróżą warto przyzwyczaić swoje podniebienia do ostrych smaków. W lokalnych knajpkach i street foodzie kosztowane przez nas potrawy były bardzo pikantne. W restauracjach stworzonych z myślą o turystach zazwyczaj dopytywano przy zamówieniu o stopień przyprawienia, ale nawet wersje łagodne wymagały sporej ilości wody do przepicia.
Podstawą diety mieszkańców wyspy jest ryż, a najbardziej popularną potrawą rice and curry. Europejczykom słowo "curry" kojarzy się zazwyczaj z ostrą przyprawą o żółtym kolorze, jednak w języku syngaleskim "curry" znaczy po prostu "sos". Jest on wykonany ze specyficznej mieszanki przypraw z mlekiem kokosowym i podawany z bardzo różnymi dodatkami. Lankijczycy są raczej mięsożerni, często sięgają po kurczaka, ryby i owoce morza. Curry można również dodawać do warzyw, grzybów czy orzechów. Posiłek zazwyczaj składał się z dużego półmiska ryżu i wielu niewielkich naczyń wypełnionych różnymi "curry". Bazę stanowiło mięso, wokół ustawiano mnóstwo miseczek z warzywami w egzotycznej wersji. Najbardziej smakowały nam buraczki, ziemniaki, długa zielona fasolka i nieznane nam do tej pory grzyby.
Czasami miałam wrażenie, że rice and curry zjada się na okrągło - na śniadanie, obiad i kolację. Nie było knajpki, w której nie znaleźlibyśmy tego dania w menu, a w każdej jednej kucharz przygotowywał swoją delikatnie odmienioną wersję.
Do rice and curry bardzo często podawany był dal, czyli potrawka z gotowanej w mleku kokosowym soczewicy w lankijskich przyprawach. Jest prosta w przygotowaniu i często gości na naszym stole.
Do większości dań otrzymywaliśmy niewielką ilość sambolu - przyprawy, która powstaje po wymieszaniu wiórek kokosowym z proszkiem chilli i sokiem z limonki. Dzięki temu każdy samodzielnie może zdecydować na jak bardzo pikantne danie ma ochotę. Uwaga! I bez przyprawiania potrawy potrafią być ostre!
Warte spróbowania są też dania oznaczone w menu jako "devilled" - są to zazwyczaj krewetki, kurczak lub inny rodzaj mięsa smażone z cebulką i sosem, który przypomina smakiem chiński sos słodko-kwaśny. Potrawa podawana jest na specjalnym, rozżarzonym półmisku, oczywiście z olbrzymią porcją ryżu.
Na wybrzeżu zajadaliśmy prawie wyłącznie świeże owoce morza i ryby. Obowiązkowo spróbujcie grillowanych krewetek jumbo i kalmarów, zamarynowanych w liściach curry. Na Sri Lance po raz pierwszy udało się nam spróbować langusty. Nadmorskie knajpki oferują również kraby oraz ryby - wszystko z porannego połowu, wprost z oceanu. Warto z tych dobrodziejstw korzystać podczas przebywania na wybrzeżu. W głębi kraju ze względu na problem z transportem owoce morza są zazwyczaj mrożone.
Mieszkańcy Sri Lanki są wielkimi fanami różnego rodzaju naleśników i placuszków. Bardzo popularny jest hopper - naleśnik z mąki ryżowej oraz mleka kokosowego, przyjmujący formę miseczki z jajkiem w środku. Hoppery często pojawiały się na stole podczas śniadania.
W naszych posiłkach gościły roti - placki, podobne do naszych podpłomyków z mąki ryżowej z wiórkami kokosowymi i wodą kokosową. Były podawane jako dodatek do curry lub jako samodzielny posiłek z sambolem. Roti stanowi też bazę do dania Kottu roti - czyli posiekanych na paski placków roti z dodatkiem różnych warzyw, czasami mięsa. Kosztowaliśmy nawet wersję z serem.
Na jedno ze śniadań otrzymaliśmy hopper zawinięty jak nasz naleśnik wypełniony wiórkami kokosowymi z miodem. Do tej pory pamiętam ten smak!
String hoppers to bardzo delikatne placuszki z makaronu ryżowego, które podaje się z curry, najczęściej na śniadanie.
Na mały głód warto skorzystać z usług jednego z bardzo licznych ulicznych sprzedawców przekąsek. Od takiego wyboru może się zakręcić w głowie. W pierwszej kolejności należy spróbować samosów - trójkątnych pierożków z nadzieniem warzywnym lub mięsnym. Uwaga! Bardzo pikantne! Pyszne są prażone orzeszki, ciecierzyca. Przekąski są zazwyczaj pakowane w kawałek starej gazety czy kartki wyrwane z dziecięcych zeszytów.
Lankijskie desery nie przypadły nam do gustu. Bardzo popularny jest na wyspie kurd, czyli zsiadłe mleko bawole przypominające nasz jogurt podawane z miodem lub sokiem z kwiatów palmy kokosowej. W ramach deserów zazwyczaj delektowaliśmy się przepysznymi owocami, a tutaj Sri Lanka ma się czym chwalić! Kokosy, banany, papaja, ananasy, mango! Niebo w gębie! Za owocami tęsknię chyba najmocniej.
Na Sri Lance znajduje się bardzo dużo plantacji herbaty, więc naturalnie jest to jeden z najpopularniejszych napoi na wyspie. Tutaj podaje się ją z mlekiem i dużą ilością cukru. Lankijczycy nie potrafią parzyć dobrej kawy, zazwyczaj jest bardzo rozwodniona, praktycznie bez smaku. W marketach udawało się znaleźć saszetki z kawą rozpuszczalną i była zdecydowanie najlepszą jaką udało się nam znaleźć...
Alkohol nie jest na wyspie łatwo dostępny. Nie ma możliwości jego zakupu w zwykłym sklepie. Musimy szukać specjalnych sklepów monopolowych, do których zazwyczaj ustawia się spora kolejka. Za ladą pracownik oddzielony od klientów solidnymi kratami spełnia zachcianki i podaje zamówienia. Alkohol jest też stosunkowo drogi w porównaniu do cen innych produktów. Knajpy i inne lokale muszą za możliwość sprzedaży alkoholu płacić spore podatki dlatego zazwyczaj w menu nie znajdziemy zimnego piwka. Wystarczy jednak zapytać o nie kelnera, a przyniesie nam upragniony napój spod lady na rachunku wbijając "sałatkę". Nam bardzo posmakowało lokalne piwko Lion.
Najpopularniejszym alkoholem na wyspie jest arak, który powstaje poprzez fermentację soku z kwiatów palmy kokosowej, smakuje podobnie do koniaku.
Podczas naszej podróży starałam się zbierać przepisy, aby po powrocie móc przywołać wspomnienia za pomocą smaków. Tutaj instrukcja w jaki sposób samodzielnie przygotować popularne na wyspie potrawy.
10) Nasz ogólny plan podróży
Każdy dzień jest odnośnikiem do dokładnej relacji na blogu.
Dzień pierwszy:
Przylot na Sri Lankę w naszym przypadku o 5 rano. Przejazd autobusem z okolicy lotniska do Colombo, następnie pociągiem do Hikkaduwy.
Dzień drugi:
Wypożyczenie skutera i odwiedzenie pobliskich atrakcji: wylęgarnię żółwi w Koskodzie, rejs po lesie namorzynowym w Balapitaya, fotograficzne muzeum tsunami.
Dzień trzeci:
Pływanie na rafie koralowej. Przejazd autobusem do Deniyaya.
Dzień czwarty:
Trekking po lesie deszczowym Sinharaja.
Dzień piąty:
Przejazd autobusem do Tangalle i pobliskiej wioski Rekawa.
Dzień szósty:
Wypożyczenie skutera i odwiedzenie okolicy: Silent i Goyamboka beach.
Dzień siódmy:
Leniuchowanie na plaży w Tangalle.
Dzień ósmy:
Przejazd autobusem do Ella.
Dzień dziewiąty:
Spacer po najpiękniejszej plantacji herbaty na wyspie - Lipton Seat.
Dzień dziesiąty:
Zwiedzanie Elli. Trekking na Little Adam's Peak. Odwiedzenie Nine Arch Bridge.
Dzień jedenasty:
Przejazd pociągiem do Kandy, następnie autobusem do Dambulli.
Dzień dwunasty:
Zwiedzanie kompleksu świątyń w jaskiniach w Dambulli. Safari w parku narodowym.
Dzień trzynasty:
Wycieczka objazdowa tuk tukiem po Sigiriyi. Wspinaczka na wzgórze Piturantagala. Wizyta w ogrodzie przypraw.
Dzień czternasty i piętnasty:
Przejazd do Kalpitaya. Zwiedzanie okolicy.
Dzień szesnasty, siedemnasty i osiemnasty:
Przejazd do Marawella i odpoczynek na wybrzeżu.
Dzień dziewiętnasty:
Przejazd do Negombo, ostatnie zakupy.
Dzień dwudziesty:
Powrót do domu.
11) Miejsca polecane do snorkelingu
Na poniższej mapie zaznaczyłam wszystkie miejsca, które znalazłam podczas przygotowań do wyjazdu na innych blogach, forach czy facebookowych grupach. Podczas naszej podróży nie wystarczyło nam czasu, aby wszystkie wypróbować, więc mogę wypowiedzieć się tylko o rafie koralowej w miejscowości Hikkaduwa. Tutaj znajduje się relacja z naszego snorkelingu.
12) Polecane noclegi
W pobliżu miejscowości Deniyaya, na skraju lasu deszczowego - tylko pięciominutowy spacer dzieli nas od wejścia do parku. Na obiekt składa się kilkanaście drewnianych domków dla gości, pomieszczenie gospodarcze dla pracowników, jadalnia z kuchnią oraz niewielki basen z pięknym widokiem.
Nie jest prosto się tutaj dostać. My dojechaliśmy autobusem do Deniyaya, skąd tuk tukiem ruszyliśmy w kierunku obiektu przez maleńkie wioski, pola ryżowe, plantacje herbaty. Końcówka drogi jest bardziej wymagająca. Wyboistą, stromą, pełną błota trasę pokonaliśmy na pace ciężarówki właściciela obiektu, co stanowiło dla nas dodatkową atrakcję.
Domki znajdują się z dala od cywilizacji, możemy się poczuć jakbyśmy nocowali w dżungli. Dzika roślinność oplata drewniane konstrukcje, wspina się na balkony. Wszędzie dookoła możemy natrafić na egzotyczne owady i pajęczaki. Codziennie przy śniadaniu odwiedzały nas olbrzymie wiewiórki, które wpadały się poczęstować świeżymi owocami. Pracownicy ostrzegają, aby zamykać pokoje, z obawy przed małpkami, które lubią wykradać turystom ich ekwipunek.
Gospodarz i personel ośrodka byli cudowni. Towarzyszyli nam w posiłkach, służyli radą i pomocą z każdą drobnostką. Pomagali na miejscu zorganizować przewodnika po lesie deszczowym (taniej zrobić to samemu).
Jedzenie przygotowywane jest na miejscu. Ze względu na lokalizację obiektu nie mamy alternatywy, ale karta jest spora, a potrawy świeże, bardzo smaczne! Dostępny jest również alkohol, mimo, że nie widnieje w menu. Można podpytać personel.
Super dodatkiem jest niewielki basen, w którym można się zregenerować po całodziennym trekkingu. A nocne odgłosy dżungli to coś co każdy choć raz w życiu powinien przeżyć.
Ocena:
Lokalizacja : bardzo dobra. 5 minut od wejścia do Parku. Cicha, spokojna okolica.
Jedzonko: bardzo dobre, różnorodne. Dostępne opcje dla osób vege. Można dowolnie spersonalizować posiłki. Śniadania w cenie.
Woda: ciepła woda.
Udogodnienia: basen.
Jeden z naszych noclegowych faworytów na Sri Lance. Do dyspozycji mieliśmy cały domek z prywatną łazienką. Resort zlokalizowany jest w małej wiosce w pobliżu Tangalle, które słynie z pięknych, szerokich, piaszczystych plaż niczym z widokówek. Tak naprawdę najpiękniejsze z nich - dzikie, niezagospodarowane przez człowieka znajdują się właśnie tutaj - w Rekawa. Okolica ma znacznie więcej do zaoferowania. Jest otoczona polami uprawnymi, gdzie wylegują się wodne bawoły, w powietrzu roi się białych żurawi. W pobliżu znajdują się słodkowodne laguny. Od miejscowych można wypożyczyć kajaki, lub wybrać się z przewodnikiem na łodzi na wycieczkę, podczas której możemy podglądać bogate życie w lasach namorzynowych. Mamy szansę zaobserwować wiele gatunków ptaków, małpki, ryby, czy nawet krokodyle. Na te ostatnie warto uważać przejeżdżając przez drogi blisko jeziora. Po bliskim spotkaniu wizja pływania wśród nich kajakiem przestała być taka kusząca.
Resort zlokalizowany jest przy wybrzeżu, od plaży dzieli go 10-minutowy spacer ścieżką wśród dzikich pawi. W pobliżu znajduje się urocza zatoczka, naturalnie odgrodzona skałkami, dzięki czemu jest bezpieczna do kąpieli nawet dla dzieci. W innych miejscach fale są bardzo wysokie, prądy silne i pływanie nie jest możliwe.
Największym atutem resortu są jego właściciele. Jest to rodzinny biznes prowadzony przez Muthuu oraz jej męża. Gospodyni dba o czystość i zajmuje się kuchnią. Mąż dba o piękny ogród, zajmuje się transportem gości, zaopatrzeniem obiektu.
Jedzenie jest przepyszne! Najlepsze jakiego próbowaliśmy na Sri Lance. Śniadania były wliczone w cenę noclegu, a stół uginał się pod ciężarem różnego rodzaju lankijskich placuszków i dodatków. Rano uzgadnialiśmy też na co mielibyśmy ochotę wieczorem na kolację. Była pieczona ryba w sosie pomidorowym z chilli i limonką, cudowne krewetki w mleku kokosowym, langusta z czosnkowym masełkiem. Same pyszności!
Ocena:
Lokalizacja : bardzo dobra. 10 minut do plaży. Cicha, spokojna okolica. Mnóstwo atrakcji w zasięgu.
Jedzonko: PYSZNE!!! Restauracja nie posiadała karty. Rano ustalaliśmy co ma stanowić bazę dla naszej kolacji, a gospodyni czarowała cuda. Śniadania w stylu lankijskim w cenie.
Woda: ciepła woda.
Udogodnienia: możliwość wypożyczenia skutera.
3) HOMESTAY NEXT TO PEAK w Ella
Tutaj trafiliśmy przypadkiem. Zarezerwowaliśmy inny pokój na bookingu, a właściciel tego nie zauważył. Apartament został wynajęty innym gościom. W ramach rekompensaty miły pracownik zaproponował nam miejsce w innym obiekcie o podobnym standardzie . W tej samej cenie mieliśmy otrzymać śniadanie.
Miejsce warte polecenia przede wszystkim za widok! Z balkonu mogliśmy podziwiać soczyście zielone wzgórza okolicznych gór, wcinające się pomiędzy dolinki oraz wodospady. Wschód słońca prezentował się wręcz niesamowicie. Pokój był bardzo przyjemny, ładnie urządzony, czysty z dostępem do ciepłej wody. Ze względu na fatalną pogodę zdarzały się przerwy w dostawie prądu i wody, ale nie było to zależne od obiektu. Mediów brakowało w całej wiosce. Przy pierwszej awarii młody pracownik przyjechał specjalnie, aby nas poinformować na czym polega problem.
Śniadania były poprawne, codziennie bardzo podobne - omlet z warzywami, tosty z okrutnie słodką marmoladą, dzbanek wrzątku i saszetki z kawą i herbatą. Na deser dostawaliśmy talerz lokalnych owoców. Gdy planowaliśmy bardzo wczesne wyprawy czekały na nas zapakowane na wynos kanapki.
Minusem naszego noclegu była znaczna odległość od centrum, aby do niego dojechać musieliśmy korzystać z usług tuk tuków, ale widoki wynagradzały to w zupełności.
Ocena:
Lokalizacja : kiepska. Cicha, spokojna okolica, ale jednak bardzo oddalona od centrum i głównych atrakcji.
Jedzonko: korzystaliśmy jedynie ze śniadań, które były wliczone w cenę. Nie było możliwości zamówienia innych posiłków. Jedzenie smaczne, bez szału. Monotonne, przygotowywane typowo pod europejskiego turystę.
Woda: ciepła woda.
Udogodnienia: cudowny widok, łatwy kontakt z pracownikiem.
4) THE MINERIN w Dambulli
Tutaj również trafiliśmy przypadkiem i zostawiliśmy nasze serce. W Dambulli mieliśmy spędzić jeden wieczór, ponieważ byliśmy zmęczeni drogą z Elli do naszej docelowej destynacji Sigiryii. Zaplanowaliśmy nocleg w pobliżu dworca autobusowego, przedpołudniowe zwiedzanie najbliższych atrakcji i dalszą podróż. Gospodarz czekał na nas na przystanku, odebrał od nas bagaże i zapakował do swojego tuk tuka. Okazało się, że nocleg został źle oznaczony na mapach i znajdował się poza centrum. Pokój okazał się jednym z pomieszczeń w domu właścicieli. Posiadał wszystko co było potrzebne do szczęścia, klimatyzację, łazienkę z ciepłą wodą, czystą pościel.
Klimat tego miejsca tworzyli ludzie. Po przekroczeniu progu poczuliśmy się jak w rodzinie. Gospodyni gotowała dla nas pyszne lankijskie posiłki. Nastoletnie córki śmiały się ze mnie, gdy łzy płynęły mi po policzkach z powodu ich pikantności - według nich dostawałam specjalną, łagodną wersję dań. Dziewczyny szkoliły nas jak posiłki zjadać bez użycia sztućców, a jedynie przy pomocy własnych rąk. Popołudniami dosiadały się do nas, aby poćwiczyć swój angielski. Gospodarz opowiadał nam różne historie o swoim kraju, pomagał zorganizować różne atrakcje. Poprosił znajomego o wycieczkę na safari i załatwił nam niewygórowaną cenę. Zaproponował wypad do Sigiryii własnym tuk tukiem, pokazał różne atrakcje w okolicy. Ostatniego dnia zabrał nas nawet na wycieczkę razem ze swoją rodzinę nad pobliskie jezioro.
Mieliśmy zostać kilka godzin, zostaliśmy kilka dni, a z dziewczynami utrzymujemy kontakt do teraz. Z czystym sumieniem bardzo polecam ten nocleg, czuliśmy się jakbyśmy zatrzymali się u rodziny.
Ocena:
Lokalizacja : dobra. 10 minut pieszo od centrum. Właściciel podrzucał nas swoim tuk tukiem.
Jedzonko: bardzo dobre, różnorodne. Dostępne opcje dla osób vege. Można dowolnie spersonalizować posiłki. Śniadania w cenie.
Woda: ciepła woda.
Udogodnienia: cudowna rodzinna atmosfera, godziny rozmów, mnóstwo porad, pomoc w organizowaniu wycieczek. Tęsknimy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz