marca 21, 2019

5.10. Filipińska relacja: El Nido - Tour A




El Nido stało się jednym z najbardziej znanych miejsc na Filipinach ze względu na przepiękne cuda, którymi otoczyła je natura. Mieszkańcy bardzo szybko zorientowali się jak swój skarb wykorzystać i zaczęli organizować wycieczki na wysepki archipelagu Bacut. Opracowano cztery różne trasy zwiedzania, gdzie na pokładzie filipińskiej bangi można odkryć dzikie, niezagospodarowane plaże, kolorowe rafy koralowe tętniące życiem, śliczne zatoczki z turkusową wodą. Pomysł szybko zyskał na popularności, turyści tłumnie zaczęli przyjeżdżać do miasteczka, aby na własne oczy zobaczyć filipińskie cuda. Z biegiem czasu otwierało się coraz więcej biur turystycznych organizujących wycieczki i  obecnie El Nido jest wypełnione podróżnikami z całego świata. Na pewno miejsce to znacznie straciło na atrakcyjności, zazdroszczę ludziom, którzy mieli szansę odkrywać je kilka lat temu, ale nawet teraz trudno odmówić mu uroku. Przepiękna natura przysłania wszystkie niedogodności.
Wysepki archipelagu Bacut

Informacje praktyczne na temat wycieczek znajdują się na końcu tego posta.

Wstaliśmy z samego rana podekscytowani  wycieczką na wysepki archipelagu Bacut. Nie mogłam się doczekać przepięknych widoków wielokrotnie oglądanych na cudzych zdjęciach.
Spakowaliśmy cały niezbędny dobytek do wodoodpornego worka zakupionego jeszcze na Panglao.
Zjedliśmy szybkie śniadanko i z brzuchami pełnymi kanapek z dżemem mango ruszyliśmy na odkrywanie cudów natury.
Wyszliśmy na główną drogę i przy pierwszej zatoczce wpadliśmy na trzech właścicieli trycyklów. Nie zawsze mieliśmy takie szczęście, zazwyczaj czekaliśmy kilkanaście minut zanim ktoś pojawił się w zasięgu wzroku. Dotarliśmy do hotelu Chito, skąd wspólnie mieliśmy udać się pod biuro podróży. Po drodze chłopak kupił swój wodoodporny worek. Główna ulica miasta wypełniona była straganikami z niezbędnymi dla turystów przedmiotami.
Pod biurem czekał na nas przewodnik - Brandon, który zaprowadził nas na główną plażę, z której codziennie odpływały dziesiątki łódek zapchanych turystami. Kołysały się przy brzegu na delikatnych falach. Przewodnik zaprowadził nas do niewielkiego straganiku rozłożonego na piasku, gdzie starsza kobieta rozdawała sprzęt do snorkelingu. Wybraliśmy sobie maski i rurki, a Kamil dopłacił dodatkowo za płetwy. Pomiędzy turystami przechadzał się Filipińczyk, który pobierał opłaty środowiskowe i wydawał dowód zakupu, pouczając, żeby go pilnować, bo traci ważność dopiero po dziesięciu dniach.
Brandon poinformował nas, że na wycieczce obowiązkowo musimy być wyposażeni w buty do wody dla ochrony przed ostrymi skałkami, skrzydlicami oraz jeżowcami. My mieliśmy własne, Chito był zmuszony swoje wypożyczyć.
Plaża zaczęła się zapełniać. Coraz więcej osób, brodząc po kolana w wodzie przedostawało się na pokład, a wypełnione łódki odpływały w głębokie morze.
Gdy zebrała się nasza grupka przewodnik uświadomił nas, że ze względu na zbyt duże przeciążenie turystami oraz nałożone przez miasto limity osób, które danego dnia mogą odwiedzić poszczególne lokalizacje w dniu dzisiejszym niemożliwe będzie zobaczenie jednego z punktu wycieczki: big lagoon. Jego słowa wywołały znaczne poruszenie wśród współtowarzyszy naszej wyprawy. I musiałam się z nimi zgodzić, organizatorzy postąpili nieładnie, stawiając swoich klientów przed faktem dokonanym. Powinni informować o takiej możliwości podczas zakupu biletu. Nasi towarzysze domagali się zwrotu części kosztów, a przewodnik celem uciszenia tłumu zaproponował odwiedzenie innej laguny, na co wszyscy z braku lepszej możliwości przystali.
Brandon wskazał nam naszą zacumowaną łódkę i zezwolił na wskakiwanie na pokład. Z dobytkiem nad głowami przedarliśmy się po piaszczystym dnie do wywieszonej za burtę drabinki. Z pomocą załogi wdrapaliśmy się na górę i usadowiliśmy się na dziobie statku.

Nasza banga. A w tle mnóstwo łódek oczekujących wraz z nami na początek rejsu.

Po chwili wszystkie miejsca zostały zajęte. Przewodnik stanął na środku i opowiedział nam o zasadach panujących na łódce, kazał ubrać kamizelki ratunkowe i przedstawił plan wycieczki.
W międzyczasie sternik zanurkował w morzu i wyrzucił na pokład kotwicę, a pomocnik nawracał łódkę przy pomocy długiego bambusowego kijka. Odpychał się od dna i od innych zacumowanych w sąsiedztwie łódek, a gdy osiągnęliśmy odpowiednią odległość od wybrzeża marynarze uruchomili silnik. Stopniowo nabieraliśmy prędkości, aby po chwili mknąć, przecinając ciemną wodę w stronę celu.


Pierwszym punktem na naszej trasie była Cadlao lagoon, którą zazwyczaj odwiedza się w trakcie trasy D.
Fale rozpryskiwały się, zachlapując cały pokład. Pęd powietrza z kropelkami słonej wody przyjemnie mierzwił włosy. Nie mogłam nacieszyć oczu pięknymi krajobrazami wysokich, ostrych klifów, zatoczek z białym piaskiem i turkusową wodą, wysokich palm delikatnie kołyszących się na wietrze. Wdrapaliśmy się na dziób statku , wystawiając ciała do słoneczka. Sama podróż była bardzo przyjemna.
W końcu łódka zaczęła zwalniać. Nasz przewodnik wskoczył do wody, aby nawigować sternika pomiędzy płytkimi fragmentami rafy koralowej. Pomocnik zarzucił kotwicę i po chwili stanęliśmy na środku morza. Brandon poinformował nas, że na snorkeling oraz plażowanie w tym miejscu mamy zaplanowaną godzinę. Ubraliśmy maski i rurki i wskoczyliśmy do lodowatej wody. Pierwsze zetknięcie nagrzanych ciał z morzem nie należało do przyjemnych odczuć, ale zbyt interesował nas podwodny świat, żeby się tym dłużej przejmować. Aby dostać się do plaży należało przepłynąć wpław kilkaset metrów. Woda była tutaj zbyt płytka dla jakiejkolwiek łódki. Droga zajęła nam mnóstwo czasu, poruszaliśmy się powoli, zapatrzeni w podwodne żyjątka. Przepływało koło nas mnóstwo kolorowych rybek, na dnie roiło się od rozgwiazd.
Podwodne życie w okolicach El Nido

Byłoby naprawdę cudownie gdyby nie wszechobecne meduzy. Trzeba było bardzo uważać, aby na jakąś nie wpaść, bo zderzenie bywało niezwykle bolesne. Sama ostrożność nie wystarczyła, w wodzie znajdowały się niewidoczne na pierwszy rzut oka fragmenty parzydełek, które przy każdym kontakcie powodowały nieprzyjemne odczucia mrowienia i pieczenia na odsłoniętej skórze. Tylko Chito ubrany w bluzkę z długim rękawem twierdził, że wcale ich nie czuje.

Informacje co zrobić w przypadku poparzenia przez meduzę znajdziecie w tym poście! (Post w trakcie tworzenia :))

Meduzy stanowiły dobrą motywację do przyspieszenia naszej przeprawy na plażę. Cadlao lagoon bardzo nam się podobała. Z powodu zmiany planu wycieczki udało nam się przybyć tutaj jako pierwszym, mogliśmy podziwiać to miejsce bez tłumu turystów. Wdrapaliśmy się na skałkę wystającą z wody, pospacerowaliśmy po białym piaseczku, gdy Kamil wypatrzył w klifie niewielki otwór, którym można było przedostać się do drugiej części laguny. Widok idealnie turkusowej wody otoczonej wysokimi, ciemnymi klifami zaparł nam dech w piersiach. Cudownie było popływać w tak pięknym miejscu.
Cadlao Lagoon

Kolejnym punktem wycieczki była Secret lagoon. Ponownie po krótkiej przeprawie łódką sternik zarzucił kotwicę w znacznej odległości od wybrzeża, które stanowiły wystające z wody wysokie skałki.
Nasz przewodnik wskoczył do wody i polecił nam płynąć za sobą. Bez wahania daliśmy nura i manewrując pomiędzy licznymi zacumowanymi łódkami dotarliśmy do brzegu, gdzie woda sięgała poziomu kolan. Nie mieliśmy czasu na podziwianie pięknej rafy pod nami, Brandon szybko znikał z naszego pola widzenia. Dopiero przy skalnej ścianie dostrzegliśmy niewielki otwór, do którego ustawił się tłumek turystów. Przewodnik stwierdził, że mamy spore szczęście, że go widzimy. Zazwyczaj wody jest więcej i do ukrytej za ścianą laguny trzeba przepłynąć. Przez dziurę można było się przeciskać tylko pojedynczo. Z maską i rurką w ręce przedostałam się na drugą stronę i zeskoczyłam do wody po kolana.
Przeprawa do Secret Lagoon
Secret lagoon okazało się niewielkim basenem utworzonym przez wysokie klify. Głos roznosił się wśród skalnych ścian i odbijał echem. W nagrzanej promieniami słońca nieruchomej wodzie kisiło się mnóstwo turystów, przez co miejsce traciło odrobinę na swoim uroku.

Po pół godzinie przewodnik podpłynął do nas, informując, że czas na kolejną atrakcję. Bez żalu wróciliśmy z nim na statek. Podczas wycieczki byłam pod wielkim wrażeniem jak organizatorzy pilnują swoich klientów. Mimo strasznych tłumów przewodnik bez trudu znajdował swoich pasażerów, a przecież codziennie przez jego łódkę przewijają się kolejne twarze.

Kolejnym punktem wycieczki była Shimizu Island. Była to rajska wysepka z piękną zatoczką z białym piaskiem, wysokimi palmami, turkusową wodą.

Rajskie widoki na Shimizu Island

Zrobiliśmy sobie spacer, podczas którego załoga przygotowała dla nas pyszny lunch. Mieliśmy do wyboru wielkie gotowane krewetki, grillowaną rybkę, wieprzowinę, do której serwowano sos sojowy z octem i chilli. Na jednym z talerzy wylądowała dziwna, bliżej nieokreślona sałatka. Wyglądała jak połączenia glonów i kałamarnicy. Chito twierdził, że powstała z bakłażana. Na deser można było skosztować soczystych, słodkich owoców.
Po lunchu ruszyliśmy do kolejnego miejsca - Small Lagoon. Już w trakcie przeprawy przewodnik zebrał zamówienia na kajaki, które były jedynym dozwolonym sposobem wpłynięcia do środka laguny, oczywiście za dodatkową opłatą 200 peso. Poprosiliśmy o jeden na naszą trójkę. Gdy podpłynęliśmy właściciel wypożyczalni natychmiast podstawił pod naszą drabinkę kilka swoich kajaków i pomagał wchodzić na nie chętnym. Nam udało się zapakować na pierwszy z nich i szybko ruszyliśmy na przód. Small lagoon okazała się korytarzem wypełnionym wodą o pięknym, intensywnie turkusowym odcieniu, otoczonym wysokimi, ostrymi klifami. Kajak przeciskał się pomiędzy szczelinami skalnymi, aby wpłynąć na szerokie jeziorka, ponownie zwężające się do wąskich przesmyków.
Small Lagoon

Widok był niesamowity. Panowała tutaj cudowna cisza, przerywana jedynie chlupotem wiosła, zanurzanego w wodzie.
Ostatnie chwile wycieczki spędziliśmy z piwkiem i sokiem z mango na Seven Commandos Beach. Ładnej, ale zagospodarowanej pod turystów plaży. Miejsce zawdzięcza swoją nazwę siedmiu japońskim żołnierzom, którzy osiedlili się tutaj po II wojnie światowej.

Do El Nido wróciliśmy około 16.
Zapraszamy do obejrzenia filmu z naszego pobytu w El Nido.




INFORMACJE PRAKTYCZNE:
Biura podróży w El Nido organizują cztery wersje wycieczek, podczas których odwiedzamy różne lokalizacje.
Tutaj znajduje się przykładowa oferta jednego z biur znalezionych w internecie. Można swoją wycieczkę zarezerwować wcześniej, ale na miejscu również nie będzie to problemem. Wrzucam linka, bo na stronce w przejrzysty sposób można obejrzeć wszystkie lokalizacje odwiedzane podczas poszczególnych wycieczek.

A tutaj jest moja relacja z Tour C :)


Mapka Island Hooping w El Nido

Co zabrać ze sobą?
Woda - statki zapewniają pitną wodę, ale w azjatyckich krajach bezpieczniej pić wersję butelkowaną. Własne butelki należy chować do plecaków. Załoga wyrzuca znalezione śmieci na pokładzie, aby nie przedostały się one do morza.
Krem do opalania - pamiętajcie aby posmarować się nim dopiero po morskiej kąpieli. Związki chemiczne zawarte w naszych kosmetykach są szkodliwe dla rafy koralowej.
Wodoodporny worek - do zakupienia na głównej ulicy miasta w różnych rozmiarach i kolorach. Podczas rejsu fale zalewają pokład, nieochronione przedmioty na pewno zmokną.
Buty do wody - są obowiązkowe, organizatorzy wycieczek umożliwiają ich wypożyczenie za dodatkową opłatą. Czasami są wliczone w cenę. Istnieje też możliwość kupienia nowych na głównej ulicy miasta na licznych straganach.

Co wliczone jest w koszty wycieczki?
Zazwyczaj oferty są identyczne, ale warto dopytać się czy nasz organizator zapewnia wymienione niżej punkty. Warto też trochę się potargować.
Sprzęt do snorkelingu - maska i rurka. Za płetwy trzeba dodatkowo dopłacić.
Ręczniki - pod koniec wyprawy będą całe mokre od fal zalewających pokład.
Lunch - który wszędzie był podobny: pieczone ryby, krewetki, wieprzowina, sałatka z bakłażana, sos sojowy z chili, ryż i sporo różnych owoców. Pyszny! Przygotowywany na łódce i konsumowany w pięknych okolicznościach przyrody.
Buty do wody - nie wszędzie były wliczone.
Kamizelki ratunkowe - obowiązkowe na pokładzie.

Ceny: Tour A - 1200 peso + opcjonalnie 200 peso kajak (84zł + 14zł)
                   B - 1300 peso (91zł)
                   C - 1400 peso (98zł)
                   D - 1200 peso (84zł)

Wycieczki rozpoczynają się około godziny 9, a kończą około 16.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Z plecaczkiem , Blogger