sierpnia 30, 2017

2.2 Ferratowa relacja - dzień drugi: Teufelsbadstubensteig

        
         Na drugi dzień zaplanowaliśmy łatwą ferratę Teufelsbadstubensteig w alpejskim masywie Rax. Spakowaliśmy sprzęt do bagażnika i ruszyliśmy w kierunku wioseczki Kaiserbrunn za miastem Reichenau am der Rax. Samochód zaparkowaliśmy w zatoczce niedaleko Weichtalhaus, przy którym znajduje się ferratowy ogródek ćwiczeniowy! :D



Warto przybyć na miejsce z samego rana, żeby nie szukać długo wolnego miejsca parkingowego.
Po szybkim śniadaniu ruszyliśmy w kierunku ferraty. Z parkingu należy udać się dalej wzdłuż głównej drogi, przejść krótkim tunelem, za którym po lewej stronie znajduje się brama. Za nią widać już szlak do piekielnej doliny – Hollental.


Droga pięła się delikatnie do góry. Byłaby bardzo przyjemna, gdyby nie fakt, że szybko opuściliśmy las i zaczął dokuczać nam skwar.



Na szczęście mogliśmy skupić się na widokach pięknych gór otaczających szlak. Kilkaset metrowe ściany – raj dla wspinaczy, wysokie piargi usypane z delikatnych kamyczków i sosenki wyrastające z gołej skały robiły wrażenie!


        Szlak rozwidlał się kilka razy, ale podążając za znakami bez trudu trafiliśmy do początku ferraty Teufelsbadstubensteig co w dosłownym tłumaczeniu oznacza Czarcią łaźnię. Nazwa sugerowała diabelskie trudności, ale okazała się baaardzo myląca. Trasa została oceniona na B i faktycznie zostawała w strefie mojego komfortu, a Kamil trochę się nudził :D



    Wpięliśmy karabinki do liny i zaczęliśmy wspinaczkę. Droga powoli pięła się do góry, w najtrudniejszych momentach zamontowane zostały drabinki lub specjalne stopnie. Czasami lina do asekuracji kończyła się na moment i ścieżką należało podejść do kolejnej skalnej ściany. Przy szczycie trasa przebiegała stromym piargiem, który wymagał odrobinę więcej skupienia i uwagi, aby nie zsunąć się wprost w przepaść i nie zrzucać kamyczków na niżej poruszających się turystów. Nie każdy nosił kask, który powinien być podstawowym wyposażeniem podczas wędrówek tym szlakiem.



     Po drodze minęliśmy grupkę kozic i poprzyglądaliśmy się sobie nawzajem z ciekawością :D

     Końcówka trasy była najbardziej męcząca, brakowało mi trudnych momentów, które odwracałyby moją uwagę od przewyższenia. Na szczęście udało nam się osiągnąć wysokość 1220m. Zrobiliśmy kilka pamiątkowych zdjęć szczytu i znaleźliśmy leśną ścieżkę, która miała sprowadzić nas z powrotem do piekielnej doliny. Wydała nam się ona podejrzanie wąska i zarośnięta. Po szybkim skonfrontowaniu trasy z zapisanym śladem na GPSie zawróciliśmy i udało znaleźć nam się odpowiednią trasę. Ponownie za szybko zakończyliśmy wspinaczkę, ponieważ szlak prowadził do kolejnego, wyższego punktu widokowego, a dopiero potem łagodnie zaczął opadać w dół. 


   Schodzenie ze szczytu okazało się najtrudniejszym fragmentem wycieczki. Wspinając się ferratą nie czułam nabierania wysokości i droga powrotna okazała się zabójcza dla Kamilowych kolan. Na szczęście mimo bólu udało nam się dotrzeć do podnóża góry. W pewnym momencie szlak dzielił się na dwie odnogi, pierwszą można było wrócić w region doliny Hollental, natomiast druga prowadziła aż do głównej ulicy przy której zaparkowaliśmy samochód.
W planie mieliśmy również krótką ferratę do zaliczenia w drodze powrotnej, ale niestety nie wystarczyło nam na nią czasu i odwagi na nocne wspinanie. Pittentaler z malowniczymi ruinkami na szczycie pozostało moim niespełnionym marzeniem, do którego musimy jeszcze wrócić :D

FERRATA TEUFELSBADSTUBENSTEIG:

Trudność: B
Czas przejścia ferraty: 3 godziny
Czas podejścia do ferraty: 50 minut
Czas zejścia do parkingu: 1 godzina
Nadaje się na wycieczkę z dziećmi
Początek: miasteczko Kaiserbrunn

Więcej informacji o szlaku znajdziecie pod tym adresem! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Z plecaczkiem , Blogger